Witam. Na początku przepraszam za zwłokę. Mam jednak nadzieję, że wybaczycie mi te cztery dni spóźnienia.
Oto przed Wami drugi rozdział opowiadania o Manabu i Bou.
Przepraszam za błędy. Poprawiłam wszystko, co zauważyłam, jednak nie miałam juz sił czytać tego enty raz.
Pozdrawiam, Rena.
PS. Zachecam patrzeć do swoich wczesniejszych komentarzy - bedę starała sie na nie odpisywac !3
Pierwsze pytanie: Na co ma czekać?
O której?
Skąd…?
Po co...?
I w ogóle…
O co chodzi do cholery?
Westchnął, zdając sobie sprawę, że podjął decyzję o tym co zrobi, kiedy tylko padła jego propozycja.
Ludzka ciekawość nie ma granic, kurwał.
Pójdzie tam. A jak się okaże, że to ściema, wróci do domu okryty hańbą, sfrustrowany, mając jedynie pytania w swojej głowie i brak lodów truskawkowych w lodówce. Położył się na łóżku i nie fatygując się ze ściągnięciem ubrań, zasnął.
Kiedy się obudził, miał przeczucie, że spał dosyć długi czas. Zdrętwiałe ciało dobitnie informowało o tym, że przespał ponad dwanaście godzin, tak samo, jak upierdliwie cykający zegarek stojący na szafce nocnej. Pierwsza myśl: Ciąża? Raptownie zachciało mu się wymiotować i złapał się za podbrzusze, wyczuwając lekkie kopnięcia... Po chwili z ulgą przypomniał sobie, że przecież cieleśnie jeszcze jest facetem. Wstał z łóżka i z myślą, że jest totalnym idiotą, zaczął się szykować.
Umył się, uczesał kucyka na boku głowy i postanowił po raz pierwszy od dość długiego czasu, lekko potraktować włosy lokówką.
Po skonczonym makijażu i układaniu fryzury stanął przed szafą i zaczął się ubierać. Mierzyć. Wyrzucać. Robić burdel. Wrzeszczeć. Walić pięściami o ścianę.
- Ja nie mam w co się ubrać! – Jęknął do siebie patrząc na sporych rozmiarów stertę ubrań przed sobą.
Ciekawe, kto to posprząta. Tak, Bouś, właśnie ty.
W końcu, po długich męczarniach i widoku odpadnietej od ściany farby, po uderzaniu weń różnymi częścismu swojego ciała, zdecydował się na czerwoną spódnicę w czarną, drobną krarę, czarną bokserkę z czerwonym napisem „I </3 you" oraz rajstopy w kolorze popiołu. Cały widok dopełniały podkolanówki z koronką i bordowe Martensy, z trudem włożone na stopy. Nienawidził sie z nimi siłować, jednak był zbyt leniwy, aby je rozwiązać.
Wyszedł z domu i pół godziny później warował na ławce, blisko miejsca, gdzie wczoraj zaliczył jakże piękną i ekscytującą glebę.
Czekał...
Czekał...
I czekał...
...
Po dwuch godzinach odechciało mu sie trwać w tym błogim stanie oczekawania i wstał z ławki, wytykajac sobie w duszy naiwnosć i głupotę. Nie przyjdzie. Po prostu Cię wyśmiał, chciał pokazać jakim dzieckiem jesteś.
Otrzepał się, z tylko przez siebie i swoją wyobraźnię widzianego kurzu, poprawił spódniczkę i...
- Wiedziałem, że przyjdziesz. – Zaśmiał się Manabu. Bou nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, co słyszał w jego śmiechu. Rozbawienie czy szyderstwo? Spojrzał na niego lekceważąco.
- Nie przesadzaj. Nie jesteś jasnowidzem. – Prychnął, udając urażonego, aby nie wyszło na jaw, że na niego czekał.
- A jeżeli jestem? – Powiedział mężczyzna, podchodząc do niego i chwytając go z nadgarstek.
Zabolało.
- Puść…! - szarpnał się, ale jego silna wola w jednej chwili została zmiarzdżona przez wzrok bruneta.
- Masz iść do mnie. – usłyszał przy swoim uchu. Czując na nim ciepło, kolana lekko pod nim sie ugięły, a twarz pobladla z bólu i czegoś, co bez trudu mógłby nazwać fazą wstepną zwyczajnego strachu.
Nie chciał nigdzie z nim iść. A już w szczególności do niego. Bał się. Bo na pewno chodzi mu o…
- No chodź kurwa na herbatę. Nie pijam krwi. – Usłyszał, czując, jak jego ręka zostaje uwolniona z uścisku.
Nie mając przed sobą wyboru, ani za grosz silnej woli w sobie, stał, by po chwili ruszyć krokiem za nim, w nieznanym sobie kierunku.
Manabu otworzył furtkę, a następnie drzwi wejściowe do swojego domu. Weszli.
- Tam jest salon, idź, a ja zrobię herbaty. – Powiedział starszy, w końcu racząc go jakimś prowizorycznym uśmiechem i poszedł do innego pomieszczenia, najprawdopodobniej kuchni.
Bou skierował się w stronę wskazanego przez czarnowłosego pokoju i usiadł na obity w bordowy plusz fotel.
Siedział cicho, beznamiętnie patrząc w ścianę, kolorem przypominającą czerwone, wytrawne wino. Ładny kolor. Nie powie, żeby oryginalny, bo sam miał pomalowaną w sypialni ścianę nad łóżkiem na taki odcień, jednak go lubił.
Rozejrzał się. Pomieszczenie było duże, przestronne, przesiąknięte dość sztywną atmosferą. Nie potrafił się tu rozluźnić. Ciemność wiejąca z kątów pokoju, do których jego wzrok bał się dojść, jak i zimno, przeszywające każdy skrawek skóry, niwelujące nikłe starania, by poczuć się swobodnie. Choć odrobinę.
Trochę przypominało mu to kostnicę, w której kiedyś byli razem z An Cafe, gdy Miku wpadł na pomysł, że jedna ze scen kręcona ma być właśnie tam. Oczywiście, jego marzenie się nie spełniło.
- Słodzisz? – Rozległ się głos wchodzącego do pomieszczenia Manabu. Blondyn podskoczył, nie wiadomo czemu, bo przecież nie miał w ogóle powodów by się bać.
Prawda?
- Nie. Solę. – Powiedział trochę zgryźliwie, ale w takowej sytuacji mało go to obchodziło. Bał się jak cholera, a dodatkowo uaktywnił się jego zadziorny charakter, co nie wróżyło zbyt kolorowego zakończenia.
- Okej. Zaraz przyniosę. – Powiedział brunet, odstawiając szklanki na niski, drewniany stolik i spowrotem kierując się do kuchni. Przyniósł, o zgrozo, szklaną solniczkę. Blondyn zachichotał.
- To był żart. - Powiedział, patrząc na niego krzywo.
- Nie mów… - Westchnął Manabu, wysypując mu zawartosć solniczki na włosy. - A ja myślałem, że mowisz serio.
- Co ty robisz, do cholery?! - Krzyknął Bou, wytrzepując sól z włosów na podłogę, ku uciesze bruneta.
- Mszczę się. – Wystawił mu język z takim samym, zadziornym uśmieszkiem, jakim obdarowal go blondyn chwilę wcześniej.
Eh… Jakby tego mu było mało. Wstał z honorowo uniesioną głową, lecz chwilę potem spotkał się z oporem. Dłoń bruneta ciągnęła go za nadgarstek lewej ręki ku dole, przez co został zmuszony usiąść spowrotem.
Oczywiście, nie odbyło się bez sceny urażonej panienki. O tak… Do tego miał talent.
- Napij się. – Brunet podstawił mu pod nos porcelanowy kubeczek, stawiając naprzeciwko niego cukierniczkę.
Myśli młodszego zaroiły się od podejżeń. A jak zamierza go otruć? Pigułka gwałtu, dragi, lub inne świństwo? Mało to się w telewizji rozpowiada? Popatrzył niepewnie na naczynie.
Tytuł
czwartek, 27 lutego 2014
poniedziałek, 3 lutego 2014
Witam, Rena jestem~
Hej...
Sporo czasu minęło, ale wracam. Na serio.
Zamiast poprzenosić opki ze starego bloga, postanowiłam je popoprawiać, ponieważ uznałam że są STRASZNE.
Mam nadzieję, że uda mi się wyrobić z czterema blogami, szkołą i RPG.
Jakoś damy radę, nie?
Pozdrawiam,
Rena~
Sporo czasu minęło, ale wracam. Na serio.
Zamiast poprzenosić opki ze starego bloga, postanowiłam je popoprawiać, ponieważ uznałam że są STRASZNE.
Mam nadzieję, że uda mi się wyrobić z czterema blogami, szkołą i RPG.
Jakoś damy radę, nie?
Pozdrawiam,
Rena~
Subskrybuj:
Posty (Atom)