Tytuł

Tytuł

czwartek, 24 kwietnia 2014

ManaBou lll

Z góry przepraszam za tak długą przerwę. Prowadzenie tylu stron i blogów okazuje się mieć swoje minusy :c Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu ~

Sam nie wiedział, co go skusiło, aby po to sięgnąć.
A nie, przepraszam. Wiedział to doskonale.
Był uzależniony od truskawek, a herbata pachniała nimi na kilometr.
Posłodził, jak zwykle, dwie łyżeczki i znaczął powoli pić, uważając, by nie rozlać, nie poparzyć się i takie tam bzdety, których uczyła mamusia, gdy miał 5 lat i olewał wszystko, co się do niego mówiło.
Nie miał odwagi podnieś wzroku na bruneta, który wręcz przeciwnie, bez żanego skrępowania po prostu się na niego gapił. Nie patrzył. Bezczelnie gapił się, jakby nigdy w życiu nie widział żadnego Oshare Kei’owca, a przecież po Tokio włóczyło się pełno takich jak on.
- Co się tak patrzysz? – Zapytał, nie zwracając uwagi na ubytki kultury, które biły od niego źródłem wody pitnej niczym w górach.
- Bo mam oczy. – Odpowiedział tym samym Manabu i oboje zaczęli się śmiać, by chwilę potem znów zapadła pomiędzy nimi sztuczna cisza.
- Więc, jakąż to wielką gwiazdą jesteś, że o Tobie nie słyszałem? – Zapytał Bou rozsiadając się w końcu wygodnie, czując, że w danym momencie chyba żadna większa krzywda oprócz wylania na siebie gorącego trunku mu się nie stanie.
- Manbu Satoru, miło mi. – Przedstawił się udając chyba jakiegoś poważnego człowieka, co mu niezbyt wyszło. Znów rozległy się śmiechy. – Z Malice Mizer.
-  Wow, a co to? Personalia matuśki? – Zapytał blondyn spinając śmiesznie brwi. Nie wiele mówiła mu owa nazwa.
- Nie, tatuśka. – Odpowiedział mężczyzna, uśmiechajac się. – Nazwa zespołu.
- Aah… Sorka. Coś mnie chyba ominęło. - Powiedział blondyn, zdając sobie po chwili sprawę z popełnionej gafy. No zajebiście...
- Spoko. Nie wyglądasz na takiego, co by nas słuchał. – Powiedział Manabu, patrząc na niego.
Bou zmarszczyl lekko brwi. Czy to była obelga?
- Taa? To zaśpiewaj coś. – Rzuciłł i spojrzał na niego pewnie. Ciekawe jak śpiewa…

A teraz od autorki:
Polecam przesłuchać tutaj tę piosenkę, zwacą się Illuminati.

https://www.youtube.com/watch?v=e3jtACGpBSU&feature=youtube_gdata_player

Bou siedział wmurowany w kanapę, obserwując towarzysza.
- Masz zajebisty głos. - Powiedział oczarowany, po chwili poważniejąc, gdy zdał sobię sprawę ze swoich słów i stanu, w jakim aktualnie tkwił.
- Dzięki. Ty masz lepszy. Słodszy. - Powiedział starszy, na co policzki blondyna pokryły się różem.
- Ja nie śpiewam... Strasznie się drę. W zespole gram na basie. - Powiedział i podrapał się speszony za uchem. Manabu powiedział mu komplement. I to...
- Wiem, obejrzałem sobie wczoraj kilka teledysków. - Powiedział brunet, sprawiając, że na twarzy blondyna wymalował się szok.
- Tak. Czytałem trochę też w Wikipedii, ale doszedłem do wniisku, że to nie za bardzo mój gust. Jednak brzmnienia macie zajebiste, czyste, płynne. - Powiedział, najwidoczniej nie chcąc go urazić.
- Wiem. Nie wygladasz na takiego, co by nas słuchał. - Odparł Bou, powtarzając jego wcześniejsze słowa.
Obaj wybuchnęli śmiechem.
Przełamując stereotypy, gadali dość długo i ku wielkiemu zdumieniu, miło. Herbata została wypita w dość szybkim tempie, a ciasteczka czekoladowe pozostawione na kryształowym talerzyku, obczyszczone w tępie ekspresowym.
- Chyba powinieneś się już zbierać. – Powiedział w pewnym momencie Satoru, spoglądając na wieczorne niebo za oknem.
- Co? A… No tak... – Zmieszał się Bou, podążając za wzrokiem Manabu, w kierunku okna. To już tak późno?
Chyba nadużył trochę jego gościnności. Trochę bardzo. Za bardzo...
- Możesz też zostać. – Zaśmiał się Manabu, widząc jego speszoną minę. - Nie wyganiam Cię. I tak nie mam żadnego zajęcia. Możesz nawet zostać na noc, mam wolny pokój.
- Nie… Nie. Będę już sie zbierał. - Powiedział blondyn, najpierw rozważywszy jego propozycję. Chyba jednak lepiej będzie pójść. - Dzięki za... Spotkanie. – Podziękował chłopak, nie za bardzo wiedząc jak to nazwać.
Wachał się także pomiędzy „porwaniem” a „uprowadzeniem”, jednak ostatecznie zdecydował się na „spotkanie” z braku pomysłów innych słów i szczątków dobrego wychowania.
- Nie ma za co. Wpadniesz jutro? – Zapytał brunet, patrząc na niego uważnie.
Bou jednak wstał i skierował się w stronę przedpokoju, gdzie zaczął silić się ze swoimi butami.
Kompletnie nie wiedział, co miał odpowiedzieć.
Po chwili usłyszał, jak Manabu wychodzi z pokoju.
Jego szok zaczął osiągać powoli apogeum, kiedy mężczyzna klęknął przy jego stopach i najzwyczajniej w świecie nałożył mu buty. Po zakończeniu czynności spojrzał z uśmiechem na otępiałego blondyna.
- Okej. To ja przyjdę do Ciebie. - Powiedział widocznie rozradowny, mimo że Bou nie miał pojęcia, z jakiego powodu.
Wstał bez słowa, nie potrafiąc sklecić żadnego sensownego zdania. Pech chciał, że nie zauważył, iż sufit w tym miejscu jest skośny i uderzył weń głową.
Wyjęczał żałosne "Ałłł...", kładąc ręce w obolałe miejsce i zamykając oczy.
Po chwili poczuł, jak coś przyjemnie chłodnego odciągneło jego dłonie od głowy i dotknęło pulsującej bólem części. Stało się tak błogo, że blondyn wziął głęboki wdech i otworzył oczy.
- Zrobisz sobie krzywdę… – Usłyszał delikatny szept i uniósł głowę, napotykając na drodze swojego wzroku drugi. Ciemne oczy wpatrywały się w niego uważnie, a na ustach gościł lekki uśmiech. Nie sądził, że Manabu może wyglądać tak pięknie. Na usta nasunęło mu się jedno słowo.
Kochany.
Nie zorientował się, kiedy ich usta się złączyły. Potrwało moment, zanim skojarzył ten fakt i zwiędł w jego rękach jak szmaciana lalka.
Trwali w pocałunku długą chwilę, nie spiesząc się z pogłębieniem go, jednak gdy Bou poczuł na ustach jego język, instynktownie rozchylił wargi, wpuszczajac go do środka. Z zaczerwienionymi policzkami i przyśpieszonym oddechem oddawał niezdarnie pocałunek, a Manabu całował go ze spokojem, starając się, by ten zapadł w pamięć blondyna jak najgłębiej.
- Idź już… – Szepnął, gdy w końcu oderwali się od siebie. Patrzyli jeszcze sobie w oczy, kiedy Bou skinął głową, i wyszedł z jego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz